„Dzieci bardzo dużo nas nauczyły. Przypomniały jak niezwykle wartościowe jest zwyczajne, codzienne życie rodzinne… (…) Obecność dzieci to odkryte na nowo spacery, wycieczki rowerowe, wspólna zabawa… czyli wszystko to co w życiu najważniejsze: bycie razem”
z Opiekunką zastępczą prowadzącą niezawodową rodzinę zastępczą rozmawia Iza Wręga.
[w rodzinie od trzech lat przebywają trzy dziewczynki – siostry w wieku: 7 l, 6 l, 4 l ; są one spokrewnione z Opiekunami zastępczymi]
I.W: Jak się zmienia dom, rodzina, małżeństwo i życie po decyzji o utworzeniu rodziny zastępczej?
O.Z: (cisza)Trzy lata temu nasze życie wywróciło się do góry nogami… (po zastanowieniu) Teraz jak Pani o to pyta czuję, że te pierwsze wrażenia zatarły się…
I.W: Co Pani pamięta najbardziej?
O.Z: Jak moi rodzice dowiedzieli się, że przyjęliśmy pod opiekę trzy małe dziewczynki, to byli bardzo sceptycznie nastawieni. Słyszałam: trójka dzieci??? Jak sobie poradzisz? Swoje dziecko masz już odchowane, wreszcie możecie mieć czas dla siebie na jakieś wyjazdy, wypady…, a wy znowu wchodzicie w małe dzieci?
I.W: No właśnie, po co „ znowu weszliście w małe dzieci?”
O.Z: Na początku to była potrzeba chwili. Dostałam telefon, że rodzice trójki dzieci z naszej dalszej rodziny są pod wpływem alkoholu, a dzieci skrajnie zaniedbane i trzeba je natychmiast zabrać.
I.W: Skonsultowała się Pani wtedy z mężem?
O.Z: Yyyyyyy…. Tak, w drodze po dzieci… (śmiech) To wszystko było w takim nagłym trybie. W ciągu tego dnia dużo się działo: na samej interwencji rodzice trochę szaleli – nie chcieli oddać dzieci, potem rozmawialiśmy z asystentem rodziny*, następnie z dziećmi trzeba było jechać do lekarza, nakarmić je i wykąpać. Kiedy przyszedł wieczór dzieci zasnęły, emocje opadły, usiadłam i … (cisza)
Kiedy mówię o tym Pani, ożywają na nowo tamte uczucia…
I.W: Emocje opadły, usiadła Pani i….
O.Z: I było takie: „ojejku … jak ja sobie poradzę?”. Dzieci wymagały naprawdę intensywnej opieki: miały świerzb, były zawszawione, niedożywione, przeziębione i przestraszone…. Musiałam zaplanować wyżywienie, ubrania, miejsce do spania tak na dłużej… Dom był przystosowany dla trzyosobowej rodziny… Niezwykłe wyzwanie logistyczne…
I.W: Podjęła je Pani…
O.Z: Podjęłam, ale nie sama. Z pomocą przyszła mi cała rodzina. Ciocie, teściowa, kuzyni, oczywiście mąż. Jedni przywieźli ubranka, inni zabawki i książki, jeszcze inni zaoferowali pomoc przy opiece. Niektórzy pewnie przyjechali też trochę z ciekawości… (uśmiech)
I.W: Wsparcie rodzinne jest ważne?
O.Z: Wsparcie rodzinne musi być, jest niezbędne. Przynajmniej jeśli chodzi o opiekę nad kilkorgiem dzieci.
I.W: Mieliście zająć się dziewczynkami tymczasowo, a mijają właśnie trzy lata jak u Was są…
O.Z: Dokładnie. Jesteśmy bardzo rozczarowani postawą rodziców dzieci. Od początku nie wykazywali zainteresowania nimi. Nie pojawiali się na sprawach w Sądzie, nie odwiedzali ich. Chyba nam bardziej zależało, żeby dzieci wróciły, niż im. Wtedy zrozumieliśmy, że dzieci będą nas potrzebowały dłużej i tak zostało.
I.W. Wspomniała Pani, że Pani rodzice byli sceptyczni co do pomysłu o rodzinie zastępczej… Jak znaleźć w sobie pewność, kiedy najbliżsi ją odbierają?
O.Z: (zastanowienie) Chyba trzeba powiedzieć, że wszystko zaczyna się od priorytetów w życiu… (zastanowienie) Usiadłam, pomyślałam i podążając za sugestiami rodziców uświadomiłam sobie, że moim priorytetem nie jest zwiedzanie, podróżowanie i poświęcanie czasu sobie… (zastanowienie)
Moim priorytetem jest rodzina, bliscy. Zawsze marzyliśmy z mężem o dużej rodzinie… (zastanowienie) Pojawienie się dziewczynek było takim dopełnieniem naszej rodziny.
I.W: Pomagając dzieciom spełniliście swoje marzenia?
O.Z: No tak.. wszystko na to wskazuje.
I.W. Brzmi pięknie…. Zawsze tak jest?
O.Z: Czasami kładziemy się z mężem wieczorem i robimy takie: „ufff”… Zmęczenie jest i często jest ogromne… Ale… Dzieci wnoszą bardzo dużo dobrego do naszej rodziny…
I.W: Da się nazwać co to jest?
O.Z: Dzieci bardzo dużo nas nauczyły. (cisza) Przypomniały jak niezwykle wartościowe jest zwyczajne, codzienne życie rodzinne… Nasza nastoletnia córka dorastała, wchodziła powoli w swój świat, mąż i ja byliśmy zaangażowani w swoje obowiązki zawodowe, często brakowało czasu, przestrzeni i pomysłu na wspólne aktywności. Zapomnieliśmy trochę o życiu rodzinnym… Dziewczynki zmieniły to. Obecność dzieci to odkryte na nowo spacery, wycieczki rowerowe, wspólna zabawa… czyli wszystko to co w życiu najważniejsze: bycie razem. My robimy to dla nich bo chcemy pokazać jak żyć dobrze, ale sami też dużo dostajemy…
I.W: Dzięki dzieciom Wasza rodzina wskoczyła na właściwe tory?
O.Z: Myślę, że tak można powiedzieć…
I.W: To Pani spojrzenie na sprawę, a jak zareagowała na to wszystko Pani dorastająca córka – Kasia*?
O.Z: Od początku czuła, że trzeba im pomóc. Mówiła mi o tym. Ale kiedy emocje opadły i zaczęło się to codzienne życie … myślę, ze mogła poczuć się zagrożona…. Może się bała, że zejdzie na dalszy plan, że nie jest już nam potrzebna… Dużo obserwowaliśmy ją i rozmawialiśmy. Zapewnialiśmy ją, że obecność dzieci nie zmienia naszych uczuć do niej. Oczywiście za tym też szły czyny. Znajdowaliśmy czas, żeby być tylko z nią, a dziewczynki pozostawały pod opieką kogoś zaufanego. Chcieliśmy jej udowodnić, że ciągle jest bardzo ważna… Angażowaliśmy ją do wspólnych aktywności z dziećmi pokazując ile radości może się kryć w prostych czynnościach…
(cisza) Myślę, że moja córka potrzebowała czasu, żeby się z tym oswoić i my ten czas daliśmy jej, niczego nie wymuszając…
I.W: Takie podejście wymaga dużej uważności na drugą osobę…
O.Z: (uśmiech) Mam naturalną predyspozycję do myślenia o innych. Poza tym niezwykle wartościowy był nasz udział w szkoleniu dla rodzin zastępczych PRIDE. Trenerzy na wiele spraw otworzyli nam oczy. Byliśmy czujni i wiedzieliśmy czego możemy się spodziewać. Wiedzieliśmy co robić w trudnej sytuacji zanim się ona wydarzyła…
I.W: Powiedziała Pani wcześniej: „jesteśmy rodziną”. Pamięta Pani jakiś przełomowy moment po którym uświadomiliście sobie, że Wy wszyscy to Rodzina…?
O.Z: (zastanowienie) Wydawało się, że wszystko mamy ułożone, wyszliśmy na prostą i … przyszła pandemia. Ona wiele zaburzyła. Było ciężko. Córka miała zdalne lekcje, a po domu krążyła trójka rozbrykanych maluchów. Zamknięcie w domu było trudne dla nas wszystkich. Wymagało przeorganizowania codzienności na nowo. Poza tym izolacja od rówieśników i inne ograniczenia spowodowały, że moje dziecko zaczęło borykać się z depresją…
I.W: Pomyślała Pani wtedy, że przyczyniły się do tego zmiany związane z przyjęciem do rodziny dziewczynek…?
O.Z: Pomyślałam. (cisza) Razem z mężem usiedliśmy wtedy z Kasią, przytuliliśmy ją i zapytaliśmy czy potrzebuje nas na wyłączność, czy za mało jest nas dla niej… A ona się rozpłakała i powiedziała: „mamo, proszę, tylko nie oddawajcie dzieci…niech one z nami zostaną”…. To był taki moment, w którym pokazała, że dziewczynki są częścią naszej rodziny.
I.W: Gdyby odpowiedź córki była inna, byłaby Pani skłonna zrezygnować z opieki nad dziewczynkami?
O.Z: (dłuższa cisza) Pewnie bym to rozważała… Wymagałoby to obserwacji i upewnienia się, że to jedyne słuszne rozwiązanie.
I.W: Niektóre rodziny zastępcze twierdzą, że da się traktować wszystkie dzieci jednakowo… Inne ściszając głos mówią, że w sytuacjach podbramkowych i tak „wychodzi”, że dzieci biologiczne są ważniejsze… Jak Pani to widzi?
O.Z: (dłuższe zastanowienie) Bardzo trudne pytanie… Wszystkie dzieci są ważne, ale nie można ratować innych dzieci kosztem swojego dziecka…
I.W: Jak to zrobić, by nie musieć wybierać, które z dzieci są ważniejsze?
O.Z: (zastanowienie) Nie ma jednej recepty bo każda rodzina jest inna i każde dziecko jest inne…
(zastanowienie) Uważam, że kluczem jest pokazanie wszystkim dzieciom, że są ważne. Za tym muszą iść słowa i czyny. A pod nimi muszą kryć się prawdziwe uczucia. Jeśli się udaje, skazane jest to na porażkę.
I.W: Jest w Pani niezwykła koncentracja na dzieciach i rodzinie…, niezwykły spokój i takt, który służy rodzinie… a gdzie w tym wszystkim jest miejsce na Panią? Na Pani emocje/uczucia/potrzeby?
O.Z: (zastanowienie) Tak jak powiedziałam na początku to chyba kwestia priorytetów…
Ja to moja rodzina. Nie wiem czy to dobrze, ale w tej naszej codzienności zatarła się chyba już granica pomiędzy rodziną zastępczą i tą naszą.
I.W: Dzieci dopytują dlaczego są u Was a nie z rodzicami?
O.Z: Tak. Wtedy mówimy im, że czasami tak się zdarza, że rodzice nie mogą się zajmować swoimi dziećmi i wtedy dzieci muszą zamieszkać z kimś innym bliskim, np. z ciocią i wujkiem. Mówimy: „ja nie jestem waszą mamą, a wujek nie jest waszym tatą, ale ja kocham Was jak mama, a wujek kocha Was jak tata”. W pełni im to wystarcza…
I.W: Jak dzieci się do Was zwracają?
O.Z: Dwie młodsze dziewczynki mówią zamiennie: „ciociu” i „mamusiu”. Starsza częściej mówi „ciociu”. (zastanowienie) Dzieci po prostu maja potrzebę mówienia tych słów: „mamo”, „tato”. Jak robią laurki na różne okazje to pojawiamy się na nich my…
I.W: Myśleliście kiedykolwiek o tym, żeby zostać zawodową rodziną zastępczą i przyjąć pod opiekę kolejne dzieci?
O.Z: (uśmiech) Tak, myślimy o tym. Musimy jeszcze kilka rzeczy w swoim życiu zmienić, przygotować się do tego i chyba spróbujemy…
I.W: To wspaniała wiadomość! Kiedy?
O.Z: Czekamy na właściwy moment. (zastanowienie) Mąż na razie dużo pracuje, ale po to, by móc potem zwolnić i bardziej zaangażować się w taką codzienną pomoc przy dzieciach. Córka musi zdać maturę i usamodzielnić się trochę. (zastanowienie) Myślę, że ona też coraz bardziej dostrzega sens pomocy dzieciom. Wydaje mi się, że na początku to może nawet wstydziła się tego, że my opiekujemy się taką gromadką. Ale powoli, powoli i przekonała się, że to co robimy jest ważne i wartościowe. (cisza) Myślę, że teraz jest z nas dumna.
I.W: Jest pomocna przy dzieciach?
O.Z: Bardzo! Dzieci słuchają jej i czasami to mam wrażenie, że ma większy posłuch u dzieci niż ja… (uśmiech). Nie zawaham się powiedzieć, że dziewczynki bardzo kochają moja córkę i moja córka na swój sposób też je kocha…
I.W: A co z Pani rodzicami? Zaakceptowali ostatecznie Pani wybór?
O.Z: Stopniowo i powoli przekonali się, że dzieci to oprócz pracy wielkie szczęście. Przychodziłam na chwilę do nich jak odbierałam dzieci z przedszkola. Akurat kiedyś przy tej okazji była u nich moja ciocia i jak zobaczyła dziewczynki to wpadła w zachwyt: „Jakie one piękne! Jak wy macie fajnie!”. Rodzice stali i słuchali… Potem były święta: dzieci, prezenty, gwar, radość… wszystko ożyło! Patrząc na nasze szczęście chyba zrozumieli, że to co robimy ma sens… a dzieci zyskały babcię i dziadka…
I.W: Jest z Wami też osoba, która pomaga przy codziennych obowiązkach.
O.Z: Tak. Zaangażowaliśmy Panią, która mieszka niedaleko. Żeby nie było, że tak świetnie sobie radzę sama (uśmiech). Jest ogromną pomocą w codziennej, rodzinnej logistyce. Kiedy na początku miałam wątpliwości czy sobie poradzę to związane one były właśnie z tym, że nie można być w dwóch miejscach naraz… (uśmiech).
I.W: Zagubił mi się gdzieś w tej rozmowie Pani mąż. (uśmiech) Małżeństwo jest fundamentem rodziny. Jak o nie dbać przy tylu obowiązkach?
O.Z: Trzeba być czujnym i uważnym, tak jak przy dzieciach… Wtedy szybko można wyłapać moment, kiedy się oddalamy od siebie i podjąć stosowne działania… (uśmiech)
I.W: Na przykład jakie? (uśmiech)
O.Z: Cokolwiek wspólnego i tylko we dwójkę. To mogą być prace przy domu, przejażdżka rowerem, nawet wspólne siedzenie… Jak zbliżała się rocznica naszego ślubu poprosiłam mamę, aby została z dziećmi. Mąż o niczym nie wiedział, to była niespodzianka. Poszliśmy do kina, na kolację, no i tak w drodze powrotnej mąż mówi: „wracamy do domu”, a ja na to: „nie… , nie wracamy, mama jest z dziećmi”… (uśmiech). Spędziliśmy bardzo miły czas w domku nad jeziorem, nieopodal naszej działki – żeby być w razie czego w pogotowiu…. Mąż ucieszył się… Taki świeży powiew w związku… (uśmiech)
I.W: Jak Pani słucham, to wydaje mi się, że tym ciepłem, zaangażowaniem i wiarą tworzy Pani i wzmacnia swoją rodzinę… Czy czuje się Pani dla nich ważna, tak jak oni są dla Pani?
O.Z: Czuję się ważna, kochana i potrzebna. W ich słowach, gestach i czynach widzę wdzięczność i czuję bezwarunkową bliskość…
I.W: Nasza rozmowa ukaże się na stronie internetowej PCPR Olsztyn 30.05. w Dniu rodzicielstwa zastępczego. Czy dobrze robimy zachęcając ludzi do utworzenia rodziny zastępczej?
O.Z: Oczywiście! Trzeba się do tego dobrze przygotować i wybrać odpowiedni moment w życiu własnej rodziny. Dla każdej rodziny może to być inny moment. Móc stworzyć prawdziwy dom dla dzieci, które nie maja opieki – to bezcenne uczucie.
I.W: Dziękuję za rozmowę!
* asystent – opiekun rodziny zatrudniony w OPS właściwym ze względu na miejsce zamieszkania rodziców biologicznych dzieci umieszczonych w pieczy zastępczej;
*koordynator – opiekun rodziny zastępczej zatrudniony w PCPR właściwym ze względu na miejsce zamieszkania rodziny zastępczej;
*imię zostało zmienione