,,Rozmawiamy o ważnych sprawach, mniejszych i większych… to one właśnie składają się
na codzienne życie rodziny zastępczej’’.
Z Opiekunami zastępczymi prowadzącymi Rodzinny Dom Dziecka rozmawia Krystyna Jaworowska.
(W RDD aktualnie przebywa siedmioro dzieci w wieku od 6 do 16 lat. Na przestrzeni 18 lat Opiekunowie zastępczy otoczyli opieką 19 dzieci).
Krystyna Jaworowska: Dziękuję bardzo, że Państwo wyraziliście przychylność, abyśmy mogli porozmawiać na temat rodzicielstwa zastępczego. Od wielu lat jesteście Państwo rodziną zastępczą, jestem bardzo ciekawa Państwa historii. Jak to się w ogóle zaczęło?
Opiekunka zastępcza 1: Zaczęło się od księdza. Ksiądz nam powiedział: ,,tacy fajni jesteście, to byście zostali rodziną zastępczą’’. Na stoliku w kościele leżały ulotki takiej dziewczynki zapłakanej ,,zostańcie rodziną zastępczą’’.
Opiekun Zastępczy 2: Ale też wcześniej myśleliśmy o córeczce…
OZ 1: Moje siostry miały córki, no tak im zazdrościłam tych córek.
OZ 2: Cały czas chodziło żonie po głowie mieć córcię, a wyszło tak… chłopcy byli odchowani
i tak powstał w naszej głowie pomysł założenia rodziny zastępczej.
OZ 1: Zgłosiliśmy się do PCPR-u. A rok po szkoleniu dostaliśmy propozycję… dwóch chłopców (śmiech). Później się okazało, że chłopcy mają siostrę jedną, potem drugą i tak mieliśmy już czwórkę dzieci.
KJ: Ile lat jesteście rodziną zastępczą?
OZ 1: 18 lat prawie skończyliśmy, tak… pełnoletniość osiągnęliśmy.
KJ: Pełnoletniość? Brawo. Czyli pełnoletni jesteście? (śmiech wspólny). A czy liczyliście,
ile dzieci mieliście pod opieką?
OZ 1: Ogólnie 19.
OZ 2: Czwórka usamodzielnionych, czwórka poszła do adopcji, czwórka wróciła do rodziny biologicznej, w tym dwójka do rodziców i siódemkę mamy.
Ja. Tak sobie myślę, że to całkiem nieźle, te powroty do domów, czyli ta tymczasowość pieczy rzeczywiście tu zadziałała.
OZ 1: Bo tak powinno być.
KJ: Tak, to widać Waszą pracę. Myślę, że nie zawsze łatwo jest Wam tę pracę zobaczyć,
bo są różne losy, różne dzieci…
OZ 2: I różni rodzice. Na przykład ,,nasze bliźniaki’’, które wróciły do mamy w wieku 4,5 roku. Teraz w pierwszej klasie są. To jest miłe. Widzimy, jak mama sobie radzi, jak one sobie radzą… to jest też nasz udział.
KJ: Że dobrze funkcjonują?
OZ 2: Tak… radzą sobie. Jest to miłe.
KJ: Jest to miłe, czy też… może jest takie poczucie, że zrobiłem kawał dobrej roboty?
OZ 2: No, nie, no tak… przede wszystkim, człowiek jest w środku taki spokojny, że to po coś było.
OZ 1: Do tej pory mamy także kontakt z czwórką adoptowaną. Dziewczynka jest na Sycylii
we Włoszech. Dzwonią i piszą. Był taki moment, że dziewczynka nam dziękowała, że dzięki nam jest szczęśliwa. A od chłopaków mama też pisała – gdy jeden z nich skończył 18 lat,
to przysłała zdjęcie i napisała, że ,,dzięki nam są rodziną’’. To też jest fajne.
KJ: Gdybyście mieli tak posłuchać swojego wnętrza, co w tych momentach czujecie?
OZ 1: Jak mieliśmy pierwszy raz sytuację, że dzieci poszły do adopcji i to od razu za granicę, to najpierw była taka ulga, że odpoczynek jest. Taki psychiczny spokój. A później było zmartwienie… no, a jak źle trafiły, a jak tam będzie im niedobrze? Ale jak tak przez osiem lat przysyłają Ci, że jest im tam ,,happy’’, to znaczy, że jest im tam dobrze i dobrze poszło.
KJ: Czyli jest chyba też jakaś trudność z rozstawaniem się, jak są nawiązane więzi, prawda?
OZ 1: Jest, jest. Im mniejsze dzieci, tym większa jest. Więcej jest opieki nad dzieckiem. Jeden błąd, jaki popełniliśmy, to było przy pierwszych dzieciach. Rzuciliśmy się na nich z takim wielkim uczuciem, z takim wielkim, jak kwoki ich ogarnęliśmy, a przecież trzeba zostawić jeszcze dla innych, nie?
KJ: Mhm…
OZ 1: I to był nasz największy błąd. Przy pierwszych dzieciach najbardziej wycierpieliśmy
i była dla nas trudna relacja z rodzicami. My ich przygarnęliśmy, jakby to były nasze dzieci,
a przecież one miały swoich rodziców. A teraz mamy do wszystkiego dystans,
ale wszystkiego w trakcie można się nauczyć. Nauczyć przyjmować i rozstawać z dziećmi.
KJ: To jest ważna umiejętność.
OZ 2: Bardzo ważna umiejętność, bardzo trudna i ciężka. Ale można to sobie potłumaczyć. Jedno, co jest złe w tym wszystkim to to, że jak dostaliśmy dzieci takie malutkie, to jest stopniowe zapoznawanie się. Najpierw jeździliśmy zapoznawać się, potem dzieci u nas nocowały w weekendy i dopiero po tym były u nas. A w drugą stronę to nie działa,
bo rozstawać też powinniśmy się etapami z dziećmi.
KJ: Rozumiem…
OZ 1: My bardzo przeżyliśmy bliźniaków, bo z nimi mieliśmy więź największą, bo to były najmniejsze dzieci. Miały pół roku, jak do nas przyszły. I z nimi mieliśmy najtrudniej,
bo później musieliśmy jednego dnia zostawić dzieci, którymi opiekowaliśmy się 3,5 roku. Trudno sobie wyobrazić, jak dzieci to przeżyły… (smutek w głosie). Przy starszych dzieciach jest inna więź niż przy małych, które Cię potrzebują cały czas. Przy pierwszych dzieciach (śmiech) mieliśmy przy naszym pokoju ich pokój i się niepokoiłam, czy ich usłyszę,
jak zapłaczą. I pierwszej nocy wystartowałam tak, gdy ich usłyszałam, że walnęłam głową
w szafę (śmiech) i miałam przez miesiąc czasu takie limo na głowie. Po prostu zamiast skręcić
w drzwi, to ja po prostu wleciałam na szafę, ale słyszałam.
KJ: Macie Państwo dwójkę swoich dzieci. Ile lat miały Wasze dzieci i jak przyjęły Waszą decyzję
o zostaniu rodziną zastępczą?
OZ 1: Krzyś w VI klasie, młodszy – w III. W zasadzie oni też nie wiedzieli, z czym to wszystko się wiąże. Te pierwsze dzieci jakoś im tak podeszły. Więź mają dobrą do tej pory ze sobą.
KJ: Czy nie było jednak jakiejś zazdrości dzieci, czy refleksji Pani, że brakuje czasu na swoje własne dzieci?
OZ 1: Nie, nie było.
OZ 2: Ja uważam, że własne dzieci powinny być starsze, bo wtedy mniejsza jest między nimi konkurencja. Bo jak później sobie myśleliśmy, gdybyśmy my wzięli starsze dzieci od naszych, to myślę, że te nasze byłyby przytłoczone. A tak, po rozmowach z naszymi, to tak całkiem płynnie wchodziły. Rozmawialiśmy z nimi o wszystkim i one akceptowały tę sytuację. Były
w niej z nami i pomagały.
KJ: A co rodzina Państwa na to? Dalsza, bliższa, jak zareagowała?
OZ 1 i 2: (razem śmiech).
OZ 1: Nikt nie wiedział, jak to będzie. To nie było od razu tak, że mieliśmy Rodzinny Dom Dziecka. Najpierw była dwójka dzieci, potem była czwórka, potem dochodziły jeszcze. Dom dobudowaliśmy, poprawiliśmy warunki i tak dalej, to poszło. My przez te lata, przez 18 lat, razem z dziećmi i to wszystko się rozwijało.
KJ: Co Was motywowało?
OZ 2: Trzeba chcieć przede wszystkim.
KJ: Tak, chcenie jest taką siłą napędową.
OZ 1: Przede wszystkim, w naszym przypadku było tak, że my bardzo chcieliśmy.
KJ: Czy mieliście Państwo wtedy wsparcie, np. ze strony instytucji, PCPR-u?
OZ 2: Cały czas. My nie odczuwaliśmy, że byliśmy jacyś niedocenieni, niezaopiekowani. Pewne rzeczy spadają na nas, a pewne na urząd, ale te rzeczy, co spadają na nas i się jakoś zobowiązujemy, to wiadomo, że musimy być my. Uczestniczymy w sprawach sądowych dotyczących dzieci i innych rodzinnych, np. pogrzeb ojca, pogrzeb dziadka. To wszystko dotyczy wtedy też nas. Trzeba znaleźć na to czas, aby z dziećmi tam być.
KJ: Dbaliście o to, żeby miały możliwość pożegnania się?
OZ 2: One i my byliśmy razem. Po prostu tak trzeba. Uczestniczyliśmy we wszystkim. Trzeba mieć dużo czasu, dużo cierpliwości, sił również do tego (refleksyjny ton).
KJ: Jakie cechy osobowości, jakbyście tak pomyśleli, pomagają Wam w tych wszystkich szerokorozumianych aktywnościach?
OZ 1 i 2: (cisza).
OZ 2: (lekki śmiech) Taka… normalność człowieka, odpowiedzialność za to, za co się bierzesz.
Jak bierzesz spadek, to z całym dobrodziejstwem. Nie możesz później tego ominąć,
bo to wypłynie. U dziecka wypłynie. Jak masz swoje ważne wartości, to trzeba je przecież przekazać dzieciom, którymi się opiekujemy. Mi się wydaje, że to są zwykłe takie wartości.
KJ: Jakie? Bo słowo normalność dzisiaj jest różnie rozumiana (śmiech wszystkich). Proszę powiedzieć, co dla Pana jest dzisiaj wartością?
OZ 2: Szacunek do starszych, do pochówku, do rodziny, do odwiedzin cmentarza. Szacunek do tradycji, bo młodym często dziś nic niepotrzebne, to nie ten… My np. jeździliśmy
do ich dziadka, bo czuliśmy, że dziadek jest ważny, że dzieci powinny mieć kontakt z nim. Zawsze
o tym trzeba pamiętać, jak się bierze dzieci pod opiekę, że są rodziny biologiczne.
OZ 1: I przez bardzo długi okres się je poznaje.
OZ 2: Na początku jest taki bum: ciocia, wujek, babcia. Wszyscy chcą odwiedzać, wszyscy tęsknią za dziećmi, a później… Schemat jest podobny, zawsze tak jest na początku. Później oni nas chcą poznać, potem milkną, a potem trudno jest ich znaleźć (westchnienie).
OZ 1: A dziecko zostaje z nami.
KJ: No właśnie, co wtedy zrobić? Myślę, że niejednokrotnie były takie sytuacje, że dziecko wyczekiwało, oczekiwało, tęskniło?
OZ 1: Cały czas. Najgorsze były te obietnice… dzwoni i obiecuje, że przyjedzie, a później
nie przyjeżdża…To jest najgorsze dla dziecka (cisza), najtrudniejsze, no bo co powiesz?
A dzieci czekają zawsze. Zawsze czekają na odwiedziny. Jedno, co wiem, to nie można kłamać,
- że może coś wypadło czy coś. Trzeba mówić po prostu całą prawdę i tak jest łatwiej – i dla dziecka
i dla nas – niż takie udawanie, bo to później wychodzi gdzieś. A wtedy dziecko czuje się przez nas oszukane, nie przez rodziców, tylko przez nas.
KJ: Rozumiem, że wspieracie przez mówienie prawdy. Tak sobie pomyślałam, czy macie może jakąś receptę, ze strony swojego doświadczenia w rodzicielstwie zastępczym,
jak można pomóc w tym dzieciom?
OZ (razem): Nie ma recepty, nie ma…
OZ 2: Jedno co, to musisz wiedzieć co chcesz, bo albo jesteś domem albo nie? Jak jesteś
i chcesz to robić, to po prostu wszystko się pojawia. To nie ma tak, wszystkiego trzeba się uczyć, wszystkiego trzeba nabywać. Tak, jak my patrzymy z perspektywy czasu, to każdy problem, który się pojawiał sukcesywnie z dziećmi, to po jakimś czasie wydaje się być takim malutkim, później przychodzi inny, większy i jeszcze większy, a z czasem człowiek nabiera coraz większej siły i…
KJ: Umiejętności?
OZ 1: Umiejętności też i radzenia sobie z tym w takim sensie, że….
KJ: Że wzmacnia Was?
OZ 1: Tak. Jednak trzeba pamiętać, że nie tylko jest to problem z dziećmi, jest jeszcze coś. Masz przecież też swoje osobiste życie, masz rodzinę i codzienne trudności
- z samochodem, z domem itp.
KJ: No właśnie. Tak sobie myślę, jakbyście teraz skupili się na swoim małżeństwie, patrząc
z perspektywy małżeństwa, co Wam dało bycie rodziną zastępczą? W czym wzmocniło,
a w czym może było trudniej?
OZ 2: Chyba to, że trzeba być zawsze razem w tych wszystkich chwilach z dziećmi. To też gdzieś scala małżonków, bo jedna osoba by nie pociągnęła czegoś takiego. My też calutki czas musimy być razem. W tym wszystkim, w pracy, w obowiązkach, w…
OZ 1: Ale weź też w tym wszystkim zobacz, że Ty nie masz wyboru…
OZ 2: No, ale… (śmiech).
OZ 1: Ślubowałeś mi i nie masz wyboru. A co, ma wybór? (śmiech wszystkich)
KJ: Myślę, że zawsze jest jakiś wybór, a Pan dokonuje właściwego (śmiech wszystkich).
OZ 2: Ale przecież to tak jest. Gdzieś życie wspólne z dziećmi, ze wszystkim, z problemami…
OZ 1: Dla mnie najlepszą terapią jest rozmowa, nie oszukujmy się. Jak ja przegadam
z mężem… Weź się nie emocjonuj, no weź się nie emocjonuj… musisz swoje ostygnąć, tak?
OZ 2: Właśnie dlatego trzeba być razem, bo w pojedynkę jest dużo trudniej. (refleksyjny ton)
KJ: Jest piękne to, co mówicie, bo wiele małżeństw ze swoimi dziećmi nie wytrzymuje próby. A Państwo macie swoje dzieci, dzieci w rodzinie zastępczej i ich rodziny
i to wytrzymujecie… mam wrażenie, że budujecie się, wzmacniacie nawzajem… To jest piękne.
Tak się zastanawiam, co Pani ceni najbardziej w mężu?
OZ 1: Jak mamy dużo spraw do załatwiania, to nie ma lepszego tutaj w domu do ogarnięcia tego. Ja jestem logistycznie bardziej z dziećmi w domu. Bo ja wiem, które dziecko, co i jak.
OZ 2: Mamy taki podział ról swój, tak jak w rodzinie często bywa zwykłej… no zawsze gdzieś jest taki jakiś podział. Może to wynika trochę z sytuacji, jak żyjemy, że dalej od miasta.
To się wiąże z tym, że żona jest bliżej domu, bliżej dzieci… Ja muszę to co dookoła,
z samochodami, z pracami, z zakupami, ze wszystkim, to takie jest…
KJ: To takie duże umiejętności zadaniowe, prawda?
OZ 1: No tak, to trzeba wszystko ogarnąć. On to robi rewelacyjnie, przyjeżdża z gotowymi rzeczami. Przy tylu osobach to jest dużo, naprawdę, dużo.
KJ: A co Pan ceni najbardziej w żonie?
OZ 2: (śmiech) No, był obiad, smaczny obiad…
KJ: Wow… to jest fakt.
OZ 1: I gderliwość (śmieje się).
KJ: Czyli widzę, że nadajecie na tej samej fali, tak?
OZ 2: Możemy sobie pogderać…
KJ: Taki styl komunikacji macie…
OZ 1: Mamy… swój wyjątkowy… Mąż dzwoni zawsze o tej samej porze, w porze swojego śniadania zawsze dzwoni, dużo rozmawiamy.
KJ: A gdybyście mieli poradzić teraz osobom, które się zastanawiają, czy podjąć się roli rodziny zastępczej, to co chcielibyście im przekazać ze swojego doświadczenia? Warto,
nie warto? Zachęcając, co jest ważne, aby wzięli pod uwagę?
OZ 1: No, z tym to jest ciężko, bo dla jednych to jest najważniejsze, a dla drugich tamto,
ale trzeba mieć świadomość jedną, że wszystko na głowie staje…
OZ 2: Życie swoje prywatne, co do tej pory istnieje to się zmienia o 100% , naprawdę 100%. Tego już nie ma, trzeba mieć odwagę na to. To jest coś fajnego, coś dobrego, ale trzeba mieć świadomość, że te życie się wykręci… tzn. nie w sensie może złym, tylko, że nie będzie takie samo.
KJ: To naturalne, na pewno dużo zmian.
OZ 2: Bardzo dużo zmian, na pewno dużo zmian, bo rzuca się na dużą wodę człowiek.
Nie dość, że dzieci, rodzice biologiczni…
KJ: Jakbyście zastanowili się teraz i mogli powiedzieć, co najważniejsze z Waszej perspektywy, z Waszego doświadczenia można dać dziecku, które znajduje się w rodzinie zastępczej. To, co jest najważniejsze? Co Wy dajecie?
OZ 1: Stabilność. Spokój. To, że nic się nie wydarzy. Mieliśmy rodzeństwo takie, że oni
z początku tylko przy radiu spali, bo każde puknięcie, stuknięcie, to zrywali się już
na baczność. Aż później dopiero z czasem spokój przychodził, gdy poczuli się bezpieczniej.
OZ 2: Spokój. Dom.
OZ 1: Pewność siebie… no oczywiście, że jest rodzic, że jak wróci ze szkoły to ma pewność,
że będzie jedzonko, że będzie osoba bliska, która czeka na nie.
KJ: To jest to, na co zwracamy uwagę, na potrzebę przewidywalności, przynależności,
że są częścią rodziny, to co sami podkreślacie, tak?
OZ 1 i 2 (razem): Tak, to jest to.
OZ 2: I te dzieci później zostają. Te pełnoletnie dzieci również. One mają telefony i z nami często rozmawiają. Wiedzą, że nas mają. Jeden więcej, drugi mniej. Wiedzą, że mają dom, rodzinę. One nas traktują dalej jako opiekunów, rodziców, chociaż nie jesteśmy ich biologiczną rodziną. Dalej mają stabilność, te swoje ognisko. Ale też trzeba chcieć to dać.
Jak ktoś nie da, to tego nie ma, bo są różne osoby. Jedna osoba stawia taki mur między jednym a drugim, a druga – nie.
KJ: To jest to, co Pan mówił na początku, przede wszystkim trzeba chcieć.
OZ 2: Tak. I nie stawiać murów oporowych.
OZ 1: To jest różnie, jeden to wykorzysta, drugi – nie. Ale dobro dzieci też oddają.
KJ: Myślę, że zawsze dobro wraca zwielokrotnione. Każde dziecko z natury jest dobre, prawda?
OZ 1: Tak.
KJ: Bo one też uczą… bliskości?
OZ 2: Też. To wszystko gdzieś tam jest, to wszystko jest w tym wszystkim. To trzeba wszystkiego po trochu, także problemów. Nie ma tak, problemów jest mnóstwo, pracy mnóstwo. Tylko dużo zależy od tego, jak ty podchodzisz.
OZ 1: Jak patrzymy na naszych rówieśników, którzy mają swoje dzieci (jedno czy dwójkę), zwykle też już dorosłe i nie mieszkające z nimi, a nawet jak jeszcze nie, to też… To jest tak, że to takie stare dziady już są. A my wiecznie młodzi. Ja jestem wiecznie w zerówce (śmiech wszystkich).
KJ: Wow, pięknie to Pani powiedziała. To jest nawet taka fajna promocja rodzicielstwa zastępczego: ,,bycie wiecznie młodym”.
OZ 1: A jak ich słucham, czy innych, którzy mają jedno, dwoje dzieci, to oni wiecznie tacy zmęczeni…, że ja sobie myślę „Jezu kochany, co ona ma do roboty, gdy dziecko jest
w szkole?” Ja, aby nakarmić wszystkich muszę np. ulepić 300 pierogów na obiad (śmiech wszystkich).
KJ: Jestem pod dużym wrażeniem. Rozmawiamy o ważnych sprawach, mniejszych
i większych… to one właśnie składają się na codzienne życie rodziny zastępczej.
OZ 2: Tak jest…
OZ 1: Są one niezbędne, bo jak dziecko ma później wiedzieć, jak rodzina funkcjonuje?
KJ: Fajnie, że Państwo macie też swoją pasję, bo Pan piłka nożna, Pani – joga?
OZ 1 i 2 (razem): Tak.
KJ: Więc jakaś malutka przestrzeń też jest dla siebie, tak?
(śmiech wszystkich)
JK: Pięknie. Bardzo dziękuję za rozmowę.
Wywiad powstał w ramach zadnia nr 1 „Promocja rodzicielstwa zastępczego” projektu „Piecza zastępcza w Powiecie Olsztyńskim. PROFESJA Z MISJĄ” na lata 2024 -2028, współfinansowanego ze środków Europejskiego Funduszu Społecznego Plus w ramach programu Fundusze Europejskie dla Warmii i Mazur 2021 – 2027.
#FunduszeEU, #FunduszeEuropejskie