„(…) trzeba też wiedzieć, jak to się mówi… – kiedy ze sceny zejść – … Jeżeli rodzina poczuje, że to już wszystko co może dać dzieciom to powinno jej się pomóc w ciszy, bez zbędnego zamieszania, bez oceniania – odejść…”
z byłą Opiekunką zastępczą rozmawia Iza Wręga
[Rodzina zastępcza w latach 2007-2022 pełniła różne funkcje: zawodowej rodziny zastępczej, rodzinnego domu dziecka, niezawodowej rodziny zastępczej. W tym czasie w rodzinie opiekę znalazło dwadzieścioro dzieci, w tym małoletnia matka z dzieckiem. Większość podopiecznych trafiła do rodzin adopcyjnych lub wróciła pod opiekę rodziny biologicznej. Dwoje dzieci zostało zaadoptowanych przez Bohaterkę wywiadu. W czerwcu tego roku Opiekunka zastępcza zrezygnowała z pełnienia funkcji rodziny zastępczej, a ostatnie dziecko trafiło do Placówki Opiekuńczo – Wychowawczej].
I.W: Dziękuję jeszcze raz, że zgodziła się Pani na rozmowę ze mną… Niedawno zakończyła Pani współpracę z PCPR. Może to nie najlepszy moment na powrót do przeszłości…
O.Z: (zastanowienie) Miałam wątpliwości, ale pomyślałam, że jeśli chociaż jedna rodzina przeczyta tą rozmowę i ustrzeże się przed niektórymi błędami w rodzicielstwie zastępczym, to ta rozmowa ma sens…
I.W: Bardzo chciałam z Panią porozmawiać bo wydaje mi się, że jako rodzina macie dużo doświadczeń z których mogą czerpać inni… Był czas, kiedy Wasza rodzina rosła w siłę, odnosiła sukcesy, była nagradzana i czas, kiedy się rozpadała… Mogę pytać?
O.Z: Tak, proszę. Spróbuję odpowiedzieć.
I.W: Pracuję z rodzinami zastępczymi 15 lat. Niemalże wszyscy kandydaci na rodziców zastępczych zgłaszają się do nas ze zdaniem na ustach: „chcemy pomóc dzieciom”. Dopiero pogłębiona rozmowa z nimi pozwala zauważyć, że wielu z nich doświadczyło w przeszłości braku lub straty dziecka. Niektórzy chcieli mieć więcej swoich dzieci, ale życie ułożyło się tak, że nie mają. Inni doświadczyli dramatu straty własnego dziecka. Jeszcze inni mając dorosłe dzieci, żyją z poczuciem zbyt małej ilości czasu poświęconej im w dzieciństwie… Czy Pani na początku też towarzyszyło takie uczucie braku?
O.Z: To uczucie braku w zasadzie nas popchnęło do rodzicielstwa zastępczego…, a później dało mi siłę na pewien czas, by realizować wszystkie obowiązki przy dzieciach… (zastanowienie). Długo staraliśmy się o dzieci. Po wielu nieudanych próbach i leczeniu pomyśleliśmy o rodzinie zastępczej… Pomyśleliśmy, że skoro nie możemy mieć własnych dzieci to pomożemy innym…
I.W: Pytam o tą motywację związaną z brakiem dziecka bo są tacy opiekunowie zastępczy, którzy bardzo tęsknią za relacją z dzieckiem i są dzieci, które tak bardzo dają się kochać, że jak te dwie strony się spotkają to tworzy się silna więź emocjonalna, a zerwanie jej jest dramatem dla obu stron… opieka zastępcza z założenia jest tymczasowa… Dzieci mają wracać do swoich rodzin lub znaleźć rodziców adopcyjnych…
O.Z: Wiem o czym Pani mówi… Ja stworzyłam taką więź z dwójką dzieci… Nie umiałam się z nimi rozstać… Pokochałam je więc zostały ze mną na zawsze. Zaadoptowaliśmy je z mężem. (cisza) Wiem jednak, że nie każde dziecko można zaadoptować i nie każda rodzina może to zrobić…
Mieliśmy kiedyś pod opieką Mateusza*. Trafił do nas jak miał 7 miesięcy. Był wyjątkowy… Po kilku miesiącach znalazła się dla niego rodzina adopcyjna… Jak rodzice ostatecznie przyjechali po niego mąż musiał wyjść, nie dał rady… Mateusz bardzo płakał przy pożegnaniu. (cisza) Co mnie wtedy uspokoiło? Pozwoliłam mu ten ostatni raz przytulić się do mnie tak długo jak tego potrzebował. Kiedy się puścił postawiłam go na podłodze, on uśmiechnął się do mnie i odszedł w ramiona rodziców adopcyjnych. Odchodził ode mnie spokojny i uśmiechnięty, to dało mi siłę, żeby przetrwać… Każda historia jest inna… Myślę, że ważne jest powtarzanie sobie w takich momentach: „ ja mam własną rodzinę, moja rodzina jest najważniejsza i ona zawsze ze mną będzie. Muszę o nią zadbać przede wszystkim”.
I.W: A jeżeli tak się nie da… Dbać o rodzinę zastępczą i o swoją własną…?
O.Z: To niestety trzeba przerwać rodzicielstwo zastępcze… Dzisiaj to już wiem…
I.W: Jest Pani bardzo wiarygodna… Pani małżeństwo zakończyło się rozwodem…
O.Z: Tak się stało… (cisza)
I.W: Pewnie zastanawiała się Pani jak do tego doszło…
O.Z: Na pewno nie pomogła ilość dzieci… Razem z naszą dwójką, to była 10 dzieci w domu… Każde dziecko ma swoje potrzeby, ciągły gwar i zamieszanie, mąż dużo pracował zawodowo… Teraz myślę, że może uciekał w pracę…, coraz mniej go było w domu…, ja coraz więcej z dziećmi… (cisza) My nie kłóciliśmy się. Nie było awantur i dramatów… Po prostu naturalnie zaczęliśmy się od siebie oddalać i coraz mniej przebywać ze sobą… Coraz mniejsza była potrzeba rozmów i jak się zorientowaliśmy co się dzieje, to byliśmy dla siebie obcymi ludźmi…
I.W: W jednym domu…
O.Z: Tak, w jednym domu… I rozstaliśmy się… kulturalnie, bez roszczeń i dramatów…
I.W: Teraz z perspektywy czasu jest Pani w stanie wskazać ten moment, kiedy zaczęliście oddalać się od siebie?
O.Z: Teraz tak, wtedy nie (zastanowienie). Byłam strasznie zapracowana. Pracowałam zawodowo na cały etat, ogarniałam dom i sprawy dzieci… Dzisiaj wiem, że powinniśmy więcej czasu spędzać ze sobą… Kiedyś myślałam, że urlop wypoczynkowy dla rodzin zastępczych to coś nienaturalnego… Wyjeżdżać z mężem i swoimi dziećmi, a dzieci w rodzinie zastępczej oddawać gdzieś? Było to dla mnie nie do pomyślenia! Dziś wiem, że jest to bardzo potrzebne. Myślę, że każda rodzina zastępcza powinna korzystać z prawa do urlopu wypoczynkowego. W zwykłej rodzinie dzieci też jeżdżą na kolonie, obozy, do dziadków i rodzice mogą odpocząć, przynajmniej częściowo. Jeden miesiąc urlopu na regenerację powinien być obowiązkiem.
I.W: Jako profilaktyka wypalenia zawodowego?
O.Z: Dokładnie.
I.W: Wy nie korzystaliście z tego.
O.Z: No właśnie nie.
I.W: Dlaczego?
O.Z: Bo wydawało mi się, że to jest…
I.W: Dziwactwo…?
O.Z: Tak, dziwactwo. Dopiero dzisiaj wiem, że jest to potrzebne.
I.W: Skoro jesteśmy przy temacie wypalenia zawodowego, umiałaby Pani wskazać co jeszcze warto robić, by opiekunowie zastępczy, jak najdłużej w zdrowiu i dobrostanie mogli opiekować się dziećmi?
O.Z: (zastanowienie) Na pewno ważne jest wsparcie innych rodzin zastępczych. My na początku spotykaliśmy się z innymi rodzinami na szkoleniach, wyjazdach. Nasze dzieciaki bawiły się razem, a my wymienialiśmy się doświadczeniami. Byliśmy dla siebie prawdziwym wsparciem. To były spotkania na gruncie prywatnym, ale było też jedno wyjazdowe szkolenie z PCPR dla rodzin, które miło wspominam.
My się szkoliliśmy, a dzieci miały zapewnioną opiekę. Brakowało tego potem. Bardzo ważne jest, by w takich szkoleniach brali udział oboje małżonkowie. Na przykład jedno takie szkolenie w roku mogłoby być.
I.W: Szkolenia, integracja, urlop wypoczynkowy. Co jeszcze może wzmocnić opiekunów zastępczych?
O.Z: (zastanowienie) Bardzo ważne jest codzienne wsparcie dalszej rodziny opiekunów zastępczych czyli rodziców, rodzeństwa, dorosłych dzieci…
I.W: Rodzina zastępcza to nie tylko Wy, ale też wasi rodzice, rodzeństwo z rodzinami, dorosłe dzieci ?
O.Z: Oczywiście. U nas tak na początku było. Później za mało o to zadbaliśmy.
I.W: (zastanowienie) Czy rodzicielstwo zastępcze przyczyniło się do rozpadu Waszej rodziny?
O.Z: Nie ujęłabym tego tak. (zastanowienie) Za bardzo wydawało się nam, że ze wszystkim sobie poradzimy i za mało szukaliśmy pomocy… Myśleliśmy, że wszystko wiemy najlepiej… Nie mieliśmy świadomości…
I.W: Świadomości czego?
O.Z: Że rodzina, dzieci – to ogromny obowiązek i wysiłek… (cisza) Byliśmy bardzo młodzi…
I.W: Za młodzi?
O.Z: Chyba tak.
I.W: Ile mieliście lat?
O.Z: Ja 27, mąż 28 – jakoś tak…nie mieliśmy doświadczenia życiowego… Sami siebie nie znaliśmy dobrze, a podjęliśmy się tak trudnego zadania…
I.W: Niski wiek może być przeciwwskazaniem do założenia rodziny zastępczej?
O.Z: Tak. Może być i powinien. Z drugiej strony, mieliśmy dużo siły do wykonywania tych wszystkich obowiązków… Dziś z pewnością nie dałabym rady fizycznie, zająć się 10 dzieci: gotowanie, sprzątanie, wizyty lekarskie, wywiadówki… Ale jestem na pewno bardziej rozważna, doświadczona… Myślę, że rodziną zastępczą powinny być pary z dłuższym stażem małżeńskim i na pewno należy dawać pod opiekę mniejszą ilość dzieci… (zastanowienie) Teraz to już wiem…
I.W: A wtedy?
O.Z: Wtedy myślałam, że dam radę…
I.W: Nie tylko Pani tak myślała… Przekonaliście nas wszystkich, że dajecie sobie radę… Przez te 15 lat, przy różnych okazjach, bywałam w Waszej rodzinie… Widziałam jak to funkcjonuje… Rozmawiałam z Wami… Widziałam te dziecięce, karnawałowe stroje wiszące na szafie: Batman, Spiderman, Dracula… uszyte na maszynie przez Panią… wieczorami… jak dzieci spały… Po 20 wszystkie dzieci były w łóżkach, a w domu cisza… Myślałam wtedy, że jestem nieogarnięta bo mam tylko dwoje dzieci i czasami nie mam czasu uczesać się…
O.Z: (śmiech) Tak było… Dawaliśmy radę, ale na krótkim dystansie. Tak do sześciu, najwyżej siedmiu lat pracy na najwyższych obrotach. Na tyle nam starczyło sił… Zrezygnowałam z rodzicielstwa zastępczego nie dlatego, że było złe. Po prostu wypaliłam się…, a moja rodzina zaczęła ponosić koszty…
I.W: Chciałam jeszcze powrócić do kwestii ilości dzieci w rodzinie. Jako PCPR zawsze, przed umieszczeniem dzieci, pytamy opiekunów zastępczych o zgodę na ich przyjęcie. Zwłaszcza jeśli ich ilość przekroczy ustawowo wskazaną liczbę. Oznacza to, że na tą „8” musieliście się zgodzić…
O.Z: No tak, oczywiście. Zgodziliśmy się, ale jeśli dostajemy telefon, że jest 4 dzieci do umieszczenia w rodzinie zastępczej, rodzeństwo…, a my mamy 4 dzieci pod opieką… to co mamy powiedzieć? Weźmiemy jedno… ? Rozdzieliłaby Pani rodzeństwo, w tak trudnej dla nich sytuacji zabrania z domu rodzinnego?
I.W: Dzwonimy bo często nie mamy wyjścia… Wciąż jest za mało rodzin zastępczych…, a dzieciom trzeba zapewnić opiekę…
O.Z: Ale ja to rozumiem. Nie mam pretensji. To sytuacja niezwykle trudna dla obu stron: dla rodziny i dla PCPR-u. Dlatego pomyśleliśmy wtedy: jest miejsce w domu… jakoś damy radę… No i daliśmy… (zastanowienie) Poza tym, wie Pani, teraz jak na to patrzę, to my działaliśmy trochę na adrenalinie… To była taka szybkość, takie emocje… Człowiekowi wydawało się, że z wszystkim da sobie radę, wszystko przetrwa…
I.W: Jak wyczuć ten moment zbliżającego się przeciążenia? Kiedy opiekunowi zastępczemu powinna zapalić się czerwona lampka „przeciążenie systemu”?
O.Z: No właśnie ja nie wyczułam tego momentu… To bardzo trudne… Była taka sytuacja, kiedy moja dorastająca córka rozpłakała się i powiedziała: „mamo, ja nie chcę żyć w tym wariatkowie, ja chcę mieć normalny dom… „. Zaczął jej przeszkadzać ten ciągły gwar, zgiełk, nieporozumienia pomiędzy dziećmi…
I.W: Jaka była Wasza reakcja?
O.Z: Zaczęliśmy zmniejszać liczbę dzieci. Na miejsce tych co odeszły nie przyjmowaliśmy nowych. (zastanowienie) Myślę, że rozpoznanie wypalenia u rodziny to też rola psychologów i koordynatorów współpracujących z rodzinami… Oni chyba szybciej zauważą co się święci… Tylko, że powinni bywać w tej rodzinie częściej. Rozmawiać z wszystkimi domownikami, siadać z nimi do stołu, zjeść obiad, pobyć…
I.W: Myśli Pani, że wszystkie rodziny życzyłyby sobie aż takiej integracji z pracownikiem PCPR?
O.Z: Koordynator powinien być przyjacielem, powiernikiem rodziny. Opiekun zastępczy też może mieć gorsze chwile i ważne, by nie był oceniany czy ganiony. Ale wskazówki, sugestie są jak najbardziej na miejscu. Koordynator powinien zbudować z rodziną relację i wtedy współpraca jest możliwa. Ja raczej mam dobre doświadczenia z koordynatorami. Myślę, ze koordynator, który jest przyjacielem rodziny będzie umiał zauważyć coś złego co dzieje się w rodzinie… i zamiast oceniać czy donosić… po prostu pomoże… Tak było z moim ostatnim koordynatorem.
I.W: Brzmi to sensownie: koordynator przyjacielem rodziny…, ale koordynator czy psycholog jest też pracownikiem PCPR… Wraca do biura, a pracodawca oczekuje informacji o sytuacji w rodzinie… żeby podjąć stosowne działania…
O.Z: Rozumiem, oczywiście, ale może nie trzeba powtarzać wszystkiego ze szczegółami…? Może przedstawić jakiś osąd sytuacji, oględnie co się dzieje w rodzinie, a nie koniecznie wszystkie żale jakie opiekun zastępczy wylał z siebie… Tak to widzę.
I.W: W Waszej rodzinie zastępczej była duża rotacja dzieci. Jedne odchodziły do rodzin adopcyjnych, inne do biologicznych, a na ich miejsce przychodziły nowe dzieci. Ciągłe zmiany w składzie rodzinnym… Jak o tym rozmawiać z dziećmi?
O.Z: Żeby właściwie o tym rozmawiać z dziećmi, najpierw trzeba samemu sobie to poukładać. Ja miałam takie przeświadczenie i wiarę w to, że dzieci odchodzą do czegoś lepszego dla nich. Jeśli była to rodzina adopcyjna to starałam się ją dobrze poznać i przekonać się czy dziecko będzie tam kochane. Jeśli to była rodzina biologiczna, też starałam się poznać ją, wspierać, umożliwiać kontakt z dzieckiem. A z dziećmi trzeba dużo rozmawiać, tłumaczyć… Ja od początku szczerze mówiłam każdemu dziecku, że teraz mój dom jest jego domem, ale to się może zmienić. Zawsze dbałam, by każde dziecko miało swój kąt w domu. Miejsce w którym może postawić zdjęcia rodziny, pamiątki, rzeczy osobiste… Starałam się angażować dzieci w dbanie o to miejsce. Jeśli wkładam w coś serce, siłę to staje się to moje. Zaczynam utożsamiać się z tym… Zaczynam czuć się jak w domu… Jak dzieci nie znajdowały lepszej przyszłości – mój dom stawał się ich domem na dłużej.
I.W: W kwietniu tego roku złożyła Pani wniosek w Sądzie o rozwiązanie rodziny zastępczej dla ostatniej dziewczynki, która była u Pani pod opieką… Trzy tygodnie temu Sąd przychylił się do tego wniosku, a dziewczynka trafiła do Placówki… Domyślam się, że to bardzo trudna decyzja. Kiedy Pani zrozumiała, że nie da rady opiekować się Kasią* dłużej?
O.Z: Kiedy dotarło do mnie, że mogę zrobić więcej złego niż dobrego… Kiedy poczułam, że nie mam już wystarczających kompetencji, umiejętności, żeby pomóc dziecku… (zastanowienie) Czasami matka chcąc pomóc dziecku, zaczyna je nadmiernie chronić przed złem, nie dając mu ponieść konsekwencji swojego zachowania… w rzeczywistości nie pomaga mu, tylko wyrządza jeszcze większą szkodę..
I.W: Czy to jest Pani historia…?
O.Z: Tak. (zastanowienie) Jeżeli osoba uzależniona ma przytulne warunki, zaspokojone wszelkie potrzeby, pomoc w zdaniu z klasy do klasy – to ona nie ponosi konsekwencji swoich działań… Taka osoba musi dotknąć dna i spróbować się od niego odbić… Uświadomił mi to lekarz i psycholog ze szpitala w którym jest Kasia… A ja starałam się zrobić wszystko, by dziecko wesprzeć, pomóc, ułatwić, wyręczyć… by nie było jej tak ciężko… Myślałam, że ma jakąś depresję, dbałam o nią, doglądałam, woziłam po lekarzach… Zmyliła wszystkich: mnie, psychologa, psychiatrę, lekarzy na izbie przyjęć… Miała robione testy na obecność narkotyków, ale one nie wykazują obecności leków…
I.W: To było uzależnienie od leków?
O.Z: Tak, a o tym się niewiele mówi… Gdybym się nie uparła u lekarza psychiatry, że nie wyjdę bez skierowania do szpitala psychiatrycznego… (cisza)
I.W: Ma Pani kontakt z Kasią?
O.Z: Tak. Moja córka ma większy, są w podobnym wieku.
I.W: Towarzyszy Pani … uczucie porażki? Upraszczając sprawę – oddała Pani dziecko do Placówki Opiekuńczo – Wychowawczej…
O.Z: (zastanowienie) Nie, w tym kontekście nie jest to porażka. Wywalczyłam dla niej całodobową opiekę w szpitalu… Wiem, że na dniach ma trafić do Ośrodka dla uzależnionych na terapię… To jest uratowanie życia dziecka. Jakby przedawkowała, pod mój dom mógłby podjechać karawan… To by była porażka! Teraz Kasia ma szansę zacząć wszystko od nowa. Poniosła konsekwencje swoich działań, niedługo będzie dorosła – zobaczymy co zrobi ze swoim życiem…
I.W: Kim jest Kasia dla Pani dziś?
O.Z: Jest i zawsze będzie osobą ważną dla mnie… Rozmawiamy ze sobą… Myślę, że nie jest na mnie zła. Myślę, że zaczyna rozumieć… Mam nadzieję, że otrząśnie się z tego…
I.W: Pokusi się Pani o jakieś rady dla naszych opiekunów zastępczych? Szczególnie tych, którzy dopiero zaczynają przygodę z rodzicielstwem zastępczym…
O.Z: (zastanowienie) Myślę, że ważna jest wiara w sens tego co robią… Nawet jeśli natrafia się na przeszkody, trudności, kłopoty wychowawcze i inne dramaty… ważna jest nadzieja na to, że ta ich praca, te wartości, które wpajają dzieciom, kiedyś zakiełkują, przyniosą dobro… Bez tej nadziei nie warto tego robić… (zastanowienie) Warto też sobie uświadomić, że jesteśmy jakąś częścią systemu i nie jedyni ponosimy odpowiedzialność za losy tych dzieci… Dostaliśmy je na pewien czas, mamy się nimi zająć najlepiej jak potrafimy, ale są też inne osoby, które decydują o ich losie… Poza tym, trzeba też wiedzieć, jak to się mówi… – kiedy ze sceny zejść – … Jeżeli rodzina poczuje, że to już wszystko co może dać dzieciom to powinno jej się pomóc w ciszy, bez zbędnego zamieszania, bez oceniania – odejść…
I.W: Pani pozwolono tak odejść?
O.Z: Tak. Dostałam wsparcie.
I.W: Dziś, mając to doświadczenie…, podjęłaby się Pani funkcji rodziny zastępczej?
O.Z: (zastanowienie) Musiałabym czuć, że się mną opiekujecie…, że mnie wspieracie i jesteście ze mną…
*- imiona dzieci zostały zmienione;